Polami do Ropczyc

Jeszcze dobrze bagaże nierozpakowane, a my już wyruszyliśmy na kolejny etap naszego wędrowania szlakiem Św. Jakuba.

Tradycyjne zaczęliśmy od dojechania na miejsce już w piątek wieczorem. Droga tym razem była nieco dłuższa ze względu na korek na autostradzie w okolicach Krakowa. Do Iwierzyc, gdzie mieliśmy przygotowany nocleg, dotarliśmy w okolicach 23:00, więc praktycznie od razu poszliśmy spać.

Sobotę zaczęliśmy poranną Mszą Świętą i wspólnym śniadaniem. Następnie pojechaliśmy do Rzeszowa na Rynek, gdzie zakończyliśmy ostatni etap. Zaparkowanie samochodu w centrum miasta mimo dnia wolnego było nieco trudne, więc chwilę nam zajęło znalezienie wolnego miejsca parkingowego.

Kiedy wszystkie sprawy transportowe były już załatwione, wyruszyliśmy z Rynku na dalsze wędrowanie. Podbiliśmy paszporty u Bernardynów i w zgiełku miasta szliśmy dalej.

Po wyjściu z miasta i odpoczynku na terenie placu zabaw, przed Kielanówką czekała na nas niespodzianka – budowa drogi ekspresowej. Przejście przez teren budowy zabronione, a alternatywy nie ma (nie licząc powrotu do Rzeszowa i wyjścia inną drogą). Chcąc-nie chcąc, przymrużyliśmy oko na ostrzeżenia i wzorem mieszkańców szybko przeszliśmy na drugą stronę.

Wędrując polami i pagórkami (według znaków kilkukrotnie opuszczając Rzeszów) dotarliśmy do naszej bazy noclegowej w Iwierzycach. Nocleg wyjątkowy, bo dzięki życzliwości tutejszego proboszcza i dyrektora szkoły – nocowane zapewnione mieliśmy właśnie w budynku tutejszej szkoły! Tego wieczoru czekały na nas jeszcze dwie „atrakcje” – jedna dla ciała i jedna dla ducha.

Zmęczeni wędrówką zaczęliśmy od tej bardziej przyziemnej. Wzorem „Harnasi” – przewodników z gliwickiego Studenckiego Koła Przewodników Górskich – przygotowaliśmy wspólny posiłek o wdzięczniej nazwie „pulpa”. Pulpa to wyjątkowa, pożywna potrawa jednogarnkowa (na bazie makaronu/ryżu/mięsa/wędlin/itp), składająca się z tego, co kto akurat ma 🙂 Dzięki temu zawsze jest wyjątkowa i niepowtarzalna.

Posileni przystąpiliśmy do wspólnego śpiewania. Ponieważ był to okres Wielkiego Postu, pieśni nie były byle jakie. Przy gitarze śpiewaliśmy pieśni pasyjne, opracowane swego czasu przez jednego z naszych przyjaciół.

Drugi dzień zaczęliśmy od Mszy Św. i tradycyjnego już wspólnego śniadania. Pakowanie idzie nam coraz sprawniej, więc dość szybko byliśmy gotowi do dalszej drogi.

Wędrowaliśmy pagórkami i polami, minęliśmy Krzyż Milenijny ze słupem kilometrowym 3895 km (przy którym udało nam się nieco pobłądzić) i dotarliśmy do wsi Zagorzyce. Tutaj spotkała nas przemiła niespodzianka – podeszła do nas pani z wielkim koszem dopiero co upieczonych przepysznych nadziewanych ciasteczek i częstowała nas z uśmiechem. Który to już raz podczas naszego Camino dostajemy dużo więcej dobroci, życzliwości i ludzkiej miłości, niż się spodziewamy…

Wędrując dalej ani się nie spostrzegliśmy, gdy dotarliśmy do Ropczyc – naszego punktu końcowego tego etapu. I najwyraźniej nie tylko nasz etap tutaj się zakończył. W Ropczycach zaświeciło słońce i zrobiło się ciepło, co zwiastowało oficjalne zakończenie zimy.

Zdjęcia z wyjazdu można obejrzeć w galerii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *