Błoto, którego nie było (… aż tak dużo)

Pierwsze przejście po zimie i jednocześnie trzecie z kolei już za nami.

Pogodowe prognozy były mało zachęcające – temperatura raptem kilka stopni powyżej zera, ale odczuwalna zero a nawet mniej. Do tego możliwy lekki deszcz. Ponadto o tej porze roku na polach zwykle bywa dość mokro i grząsko po zimowych roztopach. Ale nas nic nie zraża, więc w piątek wieczorem wyruszyliśmy na kolejny etap.

Nocowaliśmy w Łańcucie, w schronisku młodzieżowym. Po porannej Mszy Św. i tradycyjnym już wspólnym śniadaniu pojechaliśmy do Nowosielców, gdzie w listopadzie zmuszeni byliśmy zakończyć wędrówkę. Ostemplowaliśmy nasze paszporty pielgrzymów i z modlitwą na ustach wyruszyliśmy na szlak.

Po przejściu przez wieś szlak prowadził przez pola wiatraków. Spodziewaliśmy się ciężkiej przeprawy przez błotniste polne drogi, tymczasem droga była wygodna i sucha. Jedynie na podejściu wzniesienia o nazwie Lotnisko teren dawał się nieco we znaki, szczególnie osobom pchającym wózki.

Do Łańcuta doszliśmy przed 16.00. Następny dzień planowany był dużo dłuższy. Ponieważ droga była łatwiejsza niż się spodziewaliśmy, postanowiliśmy skrócić trasę kolejnego dnia i przeszliśmy jeszcze spory kawałek za Łańcutem, aż do spotkania szlaku z drogą krajową 94 w Krzemienicy.

Niedzielę rozpoczęliśmy od porannej Mszy Św. tym razem w kościele farnym w centrum Łańcuta. Po Mszy Św. i śniadaniu podjechaliśmy na miejsce, gdzie zakończyliśmy wędrówkę poprzedniego dnia.

Wędrowaliśmy wioskami, polami i pagórkami. Minęliśmy wzgórze Marii Magdaleny, gdzie stoi mały kościółek (ufundowany przez księcia Jerzego Lubomirskiego jako zadośćuczynienie za zabicie człowieka), w którym akurat odprawiane były Gorzkie Żale. Zejście ze wzniesienia i dalsza droga była sporo trudniejsza – grząski i podmokły teren to nie jest najlepszy teren dla wózków. Kolejny odcinek przez las również dał się we znaki – dość strome podejścia i zejścia spowalniały tempo. Na szczęście trudne odcinki nie były długie i bez większych problemów dotarliśmy do Rzeszowa. Idąc już przez miasto droga trochę się dłużyła – koniec etapu zaplanowaliśmy na rynku a to od rzeszowskich rogatek kilka kilometrów.

Pomysł z podgonieniem trasy dzień wcześniej okazał się bardzo dobry. Dzięki temu udało się nam zrealizować plan i przejść całą zaplanowaną na ten wyjazd trasę. Pogoda dopisała – było dość rześko, ale nie padało i, co najważniejsze, droga w większości była sucha i wygodna, co jest szczególnie istotne, jeśli pielgrzymuje się z różnymi dziecięcymi pojazdami.

Zdjęcia z wyjazdu dostępne tutaj.

A następny wyjazd już niedługo, bo najprawdopodobniej w weekend 25-26 marca!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *