Ach, co to był za wyjazd!

Zgodnie z planem, wieczorem 10 listopada wyruszyliśmy na kolejny etap naszego wędrowania.

Część z nas dotarła bardzo późno, bo przejazd przez obwodnicę Krakowa za względu na wzmożony ruch i roboty drogowe zajął nam prawie dwie godziny… Tak więc rozpoczęliśmy od noclegu u Sióstr Benedyktynek w Jarosławiu.

Po nocy w wyśmienitych warunkach udaliśmy się na Mszę Św., po której przyrządziliśmy wspólne śniadanie. Od przysmaków własnej produkcji stół aż się uginał – były wędliny, pasztety, dżemy, wypieki i całe mnóstwo innych pyszności. Ucztowanie trzeba było jednak zakończyć i wyruszyć do Rokietnicy – miejsca, w którym ostatnim razem zakończyliśmy wędrówkę.

Tutaj spotkaliśmy się ze współtwórcami podkarpackiego odcinka Via Regia – Darkiem Balickim i Jackiem Hołub. Panowie opowiadali o perypetiach tworzenia szlaku oraz historii Rokietnicy. Wykorzystując dobre kontakty z tutejszym proboszczem odwiedziliśmy kościół, który właśnie przechodzi gruntowny remont. Początkowo celem było wykonanie ogrzewania podłogowego, ale podczas prac odkryto krypty pod posadzą z XV w. i aktualnie pracami kieruje konserwator zabytków.

Po podbiciu paszportów razem z Darkiem wyruszyliśmy dalej. Przeszliśmy przez wieś Boratyn, minęliśmy kościół Św. Marcina (gdzie akurat trwał odpust) i dotarliśmy do skrzyżowania z kapliczką. Przy kapliczce spotkaliśmy pana, który samodzielnie przesunął kapliczkę nieco w głąb, aby nie stwarzała zagrożenia na skrzyżowaniu. Z pewnością mógłby jeszcze długo opowiadać o historii Boratynia i tutejszego dworu, ale musieliśmy iść dalej, bo mieliśmy zamówiony obiad, a już byliśmy nieco spóźnieni.

Obiad zjedliśmy we wspaniałym Dworze Boratyn. Po posiłku ruszyliśmy dalej. Długo nie musieliśmy iść do kolejnej atrakcji tego dnia. Wieś Chłopice znajduje się 4000 km od Santiago de Compostela. Ponieważ póki co w tym miejscu nie ma jeszcze słupa kilometrowego – przynieśliśmy ze sobą własną wersję 🙂

4000km

Dalsza droga prowadziła a to przez las, a to po polach. Dzięki pomocy Darka nie błądziliśmy po nieznanym terenie i mimo zapadającego zmroku sprawnie doszliśmy do Jarosławia. Wędrując po trudniejszym terenie gdzieś po drodze jednemu z naszych pielgrzymów wypadł obiektyw. Niestety, nie udało się go znaleźć – ściemniło się już prawie całkowicie, a droga zasypana liśćmi wcale nie ułatwiała znalezienia obiektywu.

W Jarosławiu podbiliśmy paszporty pierwszą „caminową” pieczątką z muszelką. Przechodząc przez rynek na chwilę dołączył do nas Jacek wyrywając się ze swoich obowiązków i krótko opowiadając o historii miasta i grekokatolickiej cerkwi.

Następny dzień przywitał nas nieco chłodniejszą temperaturą. Po porannej Mszy Św. i kolejnym przepysznym wspólnym śniadaniu dołączył do nas ponownie Jacek Hołub. Razem z Darkiem od rana przeczesywali naszą wczorajszą trasę w poszukiwaniu obiektywu. bardzo dziękujemy za poświęcenie i trud! Pomimo włożonego wysiłku nie udało się go znaleźć – uczciwego znalazcę prosimy o kontakt.

Jacek opowiadał o historii lokacji miasta Jarosławia oraz tutejszych ciekawostkach dotyczących prawdopodobnego miejscu pochówku hetmana Chodkiewicza. Z klasztoru Sióstr Benedyktynek udaliśmy się do kościoła Dominikanów, gdzie czekał na nas…. prawdziwy pielgrzym w średniowiecznym stroju 🙂 Pielgrzymem okazał się Jacek, który tym razem opowiedział o bardzo ciekawej historii tutejszego sanktuarium Matki Bożej Bolesnej.

Obowiązki Jacka nie pozwalały na wspólną wędrówkę, tak więc dalej wyruszyliśmy sami. Wędrując polami minęliśmy autostradę A4, wieś Cieszacin Wielki i kolejne malowniczo położone pola, aby w końcu dotrzeć do Ogrodów. Tutaj na chwilę opuściliśmy Jakubowy szlak – a to dlatego, że w dworku w Ożańsku czekał na nas już żurek!

Obiad zamówiliśmy jeszcze przed wyjazdem. Gospodarze ugościli nas mimo tego, że w tym samym dniu miało się odbyć ogromne wesele. I nie tylko podali zamówiony żurek, ale poczęstowali nas również kawą, herbatą, sokiem i ciasteczkami. Iście królewskie podjęcie gości. Z całego serca Wam za to dziękujemy!

Po obiedzie udaliśmy się w dalszą drogę. Wkrótce dotarliśmy do opuszczonego szlaku i z modlitwą i śpiewem na ustach szliśmy przez pola w coraz to gorszej pogodzie. Początkowy deszcz ze śniegiem przerodził się w śnieg i nieco przeprószeni białym puchem dotarliśmy do Przeworska.

Śnieg na wózku

Po zakwaterowaniu w hotelu poszliśmy wspólnie na pizzę po czym dość szybko poszliśmy spać, bo następnego dnia czekała nas najwcześniejsza pobudka.

Niedzielę zaczęliśmy od Mszy Św. u ojców Bernardynów po czym w hotelu przygotowaliśmy ostatnie na tym wyjeździe wspólne śniadanie. Za oknem lekki mróz i kilkanaście centymetrów śniegu. Ale dla niestrudzonych pielgrzymów to nie jest żadna przeszkoda.

Po wyjściu za miasto szlak prowadził przez pola. Po wieczornej i nocnej śnieżycy pola nie były zbyt przyjazne wędrowcom, szczególnie dla kierujących wózkami. Dobrnęliśmy do kapliczki Św. Jakuba we wsi Gwizdaj, gdzie jak się okazało mieszka sołtys i dysponuje kolejną pieczęcią dedykowaną szlakowi Jakuba. Nasze paszporty zostawiliśmy w Przeworsku do podbicia w kościele, więc się zapowiedzieliśmy, że jeszcze dziś tutaj wrócimy. Potem przeszliśmy kawałek prze pole i las i w Nowosielcach zakończyliśmy wędrowanie. Wracając po auta zgodnie z obietnicą uzupełniliśmy brakujące stemple.

Bardzo dziękuję wszystkim współpielgrzymom za kilka wspaniałych i niezapomnianych dni! Również naszym przewodnikom składam serdeczne podziękowania za pomoc, życzliwość, bezinteresowność i uatrakcyjnienie naszego wędrowania. Wyrazy wdzięczności należą się również Siostrom Benedyktynkom z Jarosławia za gościnę; gospodarzom dworku w Boratyniu za to, że zgodzili się wcześniej otworzyć restaurację i nie bali się zabłoconych pielgrzymów; przemiłym gospodarzom w Ożańsku, za dworskie przyjęcie; sołtysowi wsi Gwizdaj za kapliczkę Św. Jakuba i pieczęć do paszportów pielgrzyma. Buen Camino.

PS. Zdjęcia z wyjazdu dostępne tutaj.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *